Obserwatorzy

niedziela, 12 sierpnia 2012

Balladyna w malinowym chruśniaku.

Maliny pięknie obrodziły.Jemy codziennie na deser pełne czarki.Robię tez soki i dżemy.Brakuje mi słoików,ale trzeba wszystko zagospodarować.Nie można marnować żadnych darów Bożych.
Przypomniałam sobie w trakcie zbierania malin ,że w liceum występowałam w szkolnym teatrze.Przygotowywaliśmy Balladynę J.Słowackiego.Ja grałam Balladynę. Wtedy wydawało mi się to nie bardzo chwalebne,a przecież była to postać tytułowa.Może dlatego ze był to bohater negatywny.No ale młodość ma inne hierarchie wartości.
W trakcie zrywania owoców przypomniałam sobie wszystkie kwestie.Było to dla mnie mocne przeżycie.Nie wiem dlaczego,ale praca w ogrodzie przypomina mi wiele utworów z literatury polskiej.Leśmian ,Czechow, Gałczyński,nie mówiąc już o utworach dla dzieci,gdzie aż się roi od warzyw i owoców.
Maliny nie mają tak wyrazistego smaku jak wiśnie,dlatego do dżemu dodaję jabłka,albo kakao.Są wtedy bardziej wyrafinowane.Tak jak do musu jabłkowego dodaję trochę chałwy.
Któregoś dnia znalazłam wpis na blogu,gdzie jakaś pani protestowała,że autorka wykorzystała przepisy z jej bloga.
Rozumiem to,ale przecież ja tez mam kilka teczek z różnymi przepisami z czasopism,od przyjaciółek czy znajomych.Jeżeli umieszczę któryś w poście to będzie plagiat?Przepisy się powielają.Wystarczy zmienić trochę gramaturę,czy dodać jakiś nowy składnik i już mamy coś nowego,a przecież to samo.
Swojego czasu tez chciałam napisać książkę kucharską,ale zanim to zaczęłam,pojawiło się na rynku tyle książek,że odstąpiłam od zamiaru opublikowania moich przepisów.
Będę je umieszczać na blogu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz